Po raz pierwszy w tym sezonie trybuny hali widowiskowo-sportowej w Jastrzębiu-Zdroju wypełniły się niemal do ostatniego miejsca. Dobre wyniki osiągane na początku ligowej rywalizacji przez zespół trenera Marka Lebedewa oraz klasa rywala sprawiły, że jastrzębski klub sprzedał wszystkie bilety na to spotkanie.

Początek nie był udany dla gospodarzy, którzy mieli kłopoty z dokładnym przyjęciem zagrywki. Przy stanie 2:5 trener Lebedew poprosił o czas i po krótkiej przerwie Pomarańczowi zaczęli nadawać ton wydarzeniom na boisku. Przy stanie 17:15 w polu serwisowym pojawił się Oliva i znokautował przeciwników. Jego silne i precyzyjne zagrywki siały popłoch w szeregach Resovii.

Gdy gościom udało się w końcu przeprowadzić skuteczną akcję jastrzębianie mieli na swoim koncie już 21 punktów. Ostatnia piłka seta znów należała do Kubańczyka. Kiedy w drugiej odsłonie Jastrzębski Węgiel prowadził już 6:1 trener Andrzej Kowal ściągnął z boiska rozgrywającego Fabiana Drzyzgę i w jego miejsce wprowadził Lukasa Tichacka. Niewiele to pomogło, bo zdeterminowani gospodarze nie roztrwonili przewagi i na przerwę schodzili prowadząc 2:0.

Trzeci set był bardzo zacięty. Niemal cały czas prowadzili goście, ale ich przewaga była minimalna. W końcówce szansę na zakończenie meczu w trzech odsłonach miał Maciej Muzaj, ale dwa jego ataki zdołali powstrzymać wicemistrzowie Polski.

To co nie udało się gospodarzom w trzecim wyszło w czwartym. Od początku jak natchnieni grali Oliva i Muzaj. W efekcie dość łatwo Pomarańczowi wypracowali sobie bezpieczną przewagę i pewnie wygrali cały mecz.
Sensacja? Może to za duże słowo, ale niespodzianka dużego kalibru na pewno. Zespół Jastrzębskiego Węgla potwierdził, że w tym sezonie może być groźny dla każdego.

Jastrzębski Węgiel - Asseco Resovia Rzeszów 3:1 (25:17, 25:21, 23:25, 25:20)
Jastrzębski: Kampa, Touzinsky, Kosok, Muzaj, Oliva, Boruch, Popiwczak (libero) - Sobala, de Rocco, Ernastowicz.
Resovia: Drzyga, Perrin, Lemański, Rossard, Ivović, Nowakowski, Wojtaszek (libero) - Schoeps, Winters, Dryja.